Marzymy często o domu z basenem, luksusowych wakacjach, markowych ciuchach, ekskluzywnych perfumach, najnowszym modelu samochodu. Jedziemy do Azji, gdzie jeden uśmiech zmienia wszystko i nagle uświadamiamy sobie jak niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia. Jeden mały gest…jeden szczery uśmiech…jedno dobre serce…jedna pomocna dłoń może zmienić wszystko i znaczy tak wiele. Tajlandia skradła mi serce…ludzie, którzy tam mieszkają…którzy żyją bez pośpiechu…których uśmiech jest lekarstwem na całe zło…którym tak niewiele potrzeba aby być szczęśliwym…którzy sobie pomagają…nie skaczą do gardeł…żyją chwilą tu i teraz…nie patrzą w przyszłość…nie martwią się co będzie jutro. Do szczęścia wystarczy im mała, drewniana chatka…zwyczajna praca…zwykły zawód i tysiące ludzkich uśmiechów …brata…siostry…matki…dziecka…sąsiada. Taką Tajlandię pokochałam i taką zapamiętam bo to nie tylko niebiańskie plaże, a znacznie więcej.
Dzięki autorskiej wycieczce udało mi się dotrzeć do miejsc w rejonie Krabi, do których docierają tylko nieliczni.
1. TARG WARZYWNO – OWOCOWY
Lokalny targ w Krabi był prawdziwą eksplozją smaków, kolorów i zapachów w jednym. Chyba nigdy w swoim życiu nie widziałam na raz tylu wielobarwnych owoców i warzyw w jednym miejscu. Moje zdumione oczy nagle rozbiegły się we wszystkie strony i nie potrafiły skupić w jednym punkcie. Mnóstwo kolorowych straganów wypełnionych soczystymi owocami i dorodnymi warzywami. Aż ślinka ciekła, kiedy je zobaczyłam. Zapewne część z nich widziałam pierwszy raz na oczy i nie miałam zielonego pojęcia na co patrzę i co to za owoc tak naprawdę. Ciężko było je zidentyfikować. W dodatku na targu panował dość spory chaos, gwar i straszna duchota, gdyż mnóstwo ludzi spacerowało wokół z niezwykłym zaciekawieniem w poszukiwaniu ulubionych smaków. Popatrzmy na te pyszności! Same łakocie i witaminy 🙂

Z tego wszystkiego zachciało mi się pić więc podążając za pragnieniem rzuciłam się na kokosy i wodę kokosową, za którą zapłaciliśmy o połowę mniej niż w Ao Nang bo jedyne 20 Bht, czyli około 2 polskich złotych. Spragniona wypiłam jednym łykiem, zwłaszcza, że uwielbiam wszystko co kokosowe i z tym związane.


Kiedy minęliśmy przyjemne dla oka warzywa i owoce i poszliśmy dalej już nie było tak kolorowo. Zapach ryb i mięsa leżącego na straganach w ponad 30 stopniowym upale nie zachęcał już tak do jedzenia. Chociaż uwielbiam ryby, szybko stamtąd się ewakuowaliśmy.
2. TAJSKIE PRZYSMAKI
Wizyta na lokalnym targu warzywno – owocowym tylko zaostrzyła mój apetyt dlatego przy okazji warto wspomnieć o tajskich potrawach. Obowiązkowym punktem wizyty w Tajlandii jest oczywiście uliczne jedzenie, tzw. street food, gdzie na każdym kroku możecie spróbować lokalnych przysmaków.
Każdy kto choć raz spróbował tajskich specjałów, wie, że to prawdziwa uczta dla podniebienia. Zdecydowanie pikantne potrawy z nutą trawy cytrynowej to orgia dla największych smakoszy i fanów ostrego jedzenia. Kto nie próbował tajskiej zupy Tom Yum, która wypaliła mi niemal wszystkie nozdrza nie wie ile traci😉Niezwykle aromatyczna i rozgrzewająca pobudzi nawet największego niejadka. W jej skład wchodzą między innymi krewetki, kurczak, chilli, trawa cytrynowa, grzyby. Wygląda całkiem apetycznie. Gorzej było kiedy pierwsza łyżka wylądowała w moich ustach 😋 Chyba pierwszy raz w życiu poczułam co znaczy piekielnie ostre żarcie😝 Oczywiście z dodatkiem ryżu smakowało wybornie.

Całe szczęście kolejna potrawa była już dla mnie bardziej łaskawa i chyba najbardziej mi posmakowała. Pad Thai to najpopularniejsze danie w całej Tajlandii, czyli makaron ryżowy serwowany najczęściej z tofu, kurczakiem, owocami morza i kiełkami fasoli mung. Uliczny smakował wybornie i kosztował jedyne 80 Bht (8 zł). Do tego koniecznie trzeba spróbować ulicznych, świeżo wyciskanych soków z owoców jakie tylko Wam się zamarzą. Moje ulubione to oczywiście mango i arbuz. W labiryncie stoisk, moją uwagę przykuło jedno, gdzie wystarczyło jedynie wskazać owoc, z którego na miejscu przygotowywano orzeźwiający soczek.


Kolejnym daniem, któremu nie mogłam się oprzeć była Green Papaya Salad. W sam raz na gorące dni. To nic innego jak pomidory, zielony groszek, orzechy, krewetki a wygląda dość apetycznie.

Po takim jedzeniu nie sposób się ruszyć z miejsca ale czekał jeszcze deser. Nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby nie spróbować domowej roboty tajskich lodów czy naleśników z owocami. Prawda jest taka, że rolowanym, mrożonym słodkością przygotowywanym na oczach klientów nie oprze się żaden miłośnik słodyczy. W dodatku sami możemy skomponować składniki, które lubimy najbardziej. Nic tylko kosztować. Palce lizać!
To tylko niektóre z tajskich smaków i zapachów. Jest tego dużo więcej i jest w czym wybierać. Wystarczy nocą wybrać się na spacer wzdłuż ulic Ao Nang a znajdziecie wszystko czego dusza tylko zapragnie.
3. FABRYKA ORZECHÓW NERKOWCA
Czy ktoś z Was wie jak rosną orzechy nerkowca? Ja nie miałam zielonego pojęcia dopóki nie zobaczyłam jak wyglądają owoce nerkowca. W życiu bym nie powiedziała, że te niezwykle smaczne orzeszki, które sobie często zajadamy w domowym zaciszu do filmu na kanapie wyglądają własnie tak. Orzechy nie wyrastają bezpośrednio z drzewa ale są częścią jego owocu, które do złudzenia przypomina raczej paprykę lub gruszkę.
Wizyta w fabryce orzechów nerkowca była niezwykle ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie byłam w podobnym miejscu. Cały proces przetwórstwa odbywa się na miejscu. Orzeszki najpierw zostają wypalane w ogniu a następnie poddane starannej, ręcznej obróbce, którą zajmują się tajscy pracownicy fabryki. Praca jest dość żmudna i monotonna. Przez 8 godzin, często nawet dłużej orzechy nerkowca zostają łupane ręcznie orzeszek za orzeszkiem. I tak powstaje dorodny orzech. Trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nie uszkodzić wnętrza skorupki.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że praca lekka i przyjemna bo siedząca ale czy aby na pewno. Przypatrzmy się bliżej. Po wizycie w fabryce nie dziwi mnie już fakt, że nerkowce są tak drogie, gdyż ich obróbka jest niezwykle czasochłonna.
Tuż obok fabryki znajdował się sklepik, w którym można było orzeszków popróbować i zaopatrzyć się w zapasy. Będzie co chrupać przed telewizorem po powrocie 😉
4. WIZYTA W TAJSKIEJ SZKOLE
Wizyta w tajskiej szkole była chyba najbardziej wyczekiwaną przeze mnie i najbardziej wzruszającą. Dzieci od zawsze były bliskie mojemu sercu z racji wykształcenia, gdyż z zawodu jestem pedagogiem. Dziecko jest symbolem szczęścia, radości, dumy i uśmiechu. Przekraczając próg tajskiej szkoły wiedziałam, że to będzie wyjątkowy dzień. Już na wstępie przywitały nas dwie uśmiechnięte dziewczynki, ubrane w ciemnozielone uniformy. Z zaciekawieniem patrzyły na nas zastanawiając się zapewne dlaczego zakłócamy ich szkolny spokój.
Idąc dalej szkolnym korytarzem zerkamy przez uchylone drzwi do poszczególnych klas. Jest dość skromnie ale czysto i kolorowo. Ściany przyozdobione w plakaty edukacyjne i prace uczniów, na półkach leżą gry, zabawki a nawet pluszaki. Zgodnie z tajskim zwyczajem przed każdą klasą stoją półki a na nich pozostawione buty.
Zostawiamy swoje obuwie i wchodzimy do jednej z najmłodszych klas, gdzie witają nas rozpromienione twarze tajskich pociech. A ponieważ idąc do kogoś w odwiedziny nigdy nie wybieram się z pustymi rękami, tak i tym razem przygotowaliśmy niespodziankę dla dzieci i przynieśliśmy ze sobą polskie łakocie. Radość dzieci i uśmiechy na ich twarzach były bezcenne. Do dziś mam przed oczami widok małej, tajskiej dziewczynki, która w podziękowaniu za czekoladkę obdarowała mnie swoim słodkim uśmiechem i składając rączki jak do modlitwy ukłoniła się w podziękowaniu. Takich momentów się nie zapomina. To one sprawiają, że każda podróż jest wyjątkowa.
Wizyta w tajskiej szkole była dla nas powrotem do beztroskiego dzieciństwa, za którym tak bardzo wszyscy tęsknimy. Fajnie było przez chwilę oderwać się od rzeczywistości i po tylu latach wrócić do szkolnej ławki. Oby takich chwil było jak najwięcej. Bez wątpienia przekonałam się, że w każdym dorosłym żyje dusza dziecka.
5. W TAJSKIM DOMU
Tradycyjne tajskie domy budowane były z drewna tekowego na palach. Podniesienie domów miało służyć jako forteca przed tropikalnymi zwierzętami i różnego rodzaju insektami. Dzięki temu są również lepiej oświetlone. Tego typu domy można zobaczyć po dziś dzień w wielu miejscach.
Tajowie nie przywiązują szczególnej wagi do tego jak wyglądają ich domy. Wnętrza są zazwyczaj proste i skromne ale czyste. W wielu tajskich domach przeważnie nie ma pralek i typowej kuchni, aczkolwiek ten, który odwiedziliśmy był wyjątkiem. Niemniej jednak często te kuchnie są bo są ale Tajowie praktycznie ich nie używają i rzadko z nich korzystają. Zazwyczaj jadają poza domem. Pralki z reguły są ogólnodostępne, na monety. Trzeba pamiętać, żeby przed każdym domem pozostawić buty, zgodnie z tradycją, która mówi o tym, że nogi są brudne a głowa święta.
Tajskie domy od środka wyglądają niezwykle kolorowo. Wnętrza zdobią ręcznie tkane dywany i obrazy. Trudno tutaj dopatrzyć się swojego rodzaju gustu czy stylu w urządzaniu domu ale z reguły panuje ład i porządek. W domu, który odwiedziliśmy przeważały dziecięce ubrania i zabawki.
6. TAJSKI BOKS
„Muay Thai”, czyli tajski boks jest narodowym sportem Tajów. To sztuka walki, która polega na zadawaniu ciosów przeciwnikowi z wykorzystaniem uderzeń łokciami i kolanami a ciosy zadawane są z pełną siłą. Kto nie lubi wylegiwać się na plaży całymi dniami miał okazję obudzić w sobie ducha wojownika na ringu 😉
Publika była zachwycona i zdumiona pokazem. Niesamowite było to ile siły i woli walki jest w tych młodych, tajskich chłopcach, którzy trenują już od najmłodszych lat. Na ich strój treningowy składają się głównie krótkie, kolorowe spodenki z tajskim napisem oraz koszulka bez rękawków, zazwyczaj z wizerunkiem tygrysa. Chłopcy, którzy brali udział w pokazie byli przyodziani jedynie w spodenki.
Ci, którzy zdobyli się na odwagę, mogli spróbować swoich sił w starciu z tajskimi mistrzami. Chętnych nie brakowało a po skończonej walce, mimo zmęczenia na ringu zapanowała ogromna radość.
7. KOH KLANG
Koh Klang jest niewielką wysepką położoną zaledwie 10 minut jazdy łodzią od miasta Krabi. Zamieszkana jest w całości przez wyznawców Islamu. Tutaj życie mieszkańców płynie powoli. Brak dróg i samochodów sprawia, że jest idealnym miejscem, gdzie w ciszy i spokoju z dala od masowej turystyki można wypocząć w zgodzie z naturą. Niestety nie znajdziemy tutaj rajskich plaż, które oblewają inne tajskie wyspy ale myślę, że warto tu zaglądnąć choćby na chwilę aby zobaczyć jak żyją lokalsi. Mieszkańcy wyspy żyją głównie z agroturystyki i rybołówstwa. Wyspa słynie z uprawy ryżu i rękodzieła.
Będąc na wyspie odwiedziliśmy plantację ryżu. Warto wspomnieć, że Koh Klang jest jednym z dwóch obszarów, gdzie w Tajlandii uprawia się czerwoną odmianę ryżu zwaną Sangyod, która jest bardzo zdrowa i bogata w wysoką zawartość błonnika.


Oprócz plantacji ryżu odwiedziliśmy warsztat rękodzieła, gdzie powstają miniatury tradycyjnych, tajskich, drewnianych łodzi. Poznaliśmy przesympatycznego Taja, który tworzy prawdziwe dzieła sztuki. Jest autorem między innymi projektu, który był robiony na zamówienie dla tajskiej rodziny królewskiej.

Jak widać Tajlandia zachwyca różnorodnością i ma wiele do zaoferowania turystom. Nie wystarczy tylko korzystać z walorów przyrodniczych tego pięknego kraju i wylegiwać się na egzotycznych plażach ale warto zgłębić się w fascynującą kulturę i poznać prawdziwe życie jego mieszkańców. Bo podróże to nie tylko piękne krajobrazy ale również niesamowici ludzie, którzy otwierają swoje serca i wyciągają rękę ku nam kiedy przekraczamy granicę ich kraju a uśmiech nie schodzi z ich twarzy 🙂
Przydatne informacje
1. Ceny:
- butelka wody mineralnej – 7 THB
- piwo Chang w restauracji – ok. 100 THB
- drink w restauracji – ok. 200 THB
- Pad Thai – 80-120 THB w zależności od rodzaju i miejsca (jak dla mnie najtaniej i najsmaczniej oczywiście na street foodach🙂)
- woda kokosowa – 20-50 THB
- wyciskane soki – 30-70 THB w zależności od rodzaju owoca
- naleśniki – 40-60 THB w zależności z czym
- tajskie lody – ok. 50- 80 THB
2. Ciekawostki:
- w Tajlandii obowiązuje ruch lewostronny
- walutą w Tajlandii jest baht (THB), 10 bahtów = 1 zł
- głowa jest święta i stanowi najważniejszą część ciała, dlatego nikt nie może dotknąć głowy drugiej osoby, szczególnie dzieci
- przed wejściem do świątyń, domów i szkół należy ściągnąć buty, stopy uznawane sa bowiem za nieczyste
- Tajowie wierzą w duchy, dlatego np. większość tradycyjnych, tajskich łodzi jest przewiązana kolorowymi wstęgami kwiatami, które mają chronić łodzie przed złymi duchami i zatopieniem
- po przylocie do Tajlandii należy przestawić zegarki o 6 godzin do przodu względem polskiego czasu
- Tajlandczycy witają się słowem „Sawasdee”, składając dłonie jak do modlitwy a głową wykonują lekki skłon
ale Ci zazdroszczę ,że miałas okazje zwiedzic tyle miejsc
PolubieniePolubienie
Cudowna wycieczka więc polecam gorąco 😉 Wkrótce jeszcze więcej pięknych miejsc z Tajlandii więc zapraszam do śledzenia
PolubieniePolubienie